środa, 3 lutego 2010

Koronki Lilulowskie

***
Tak jak mówiłam, zmalowałam koronki na większym formacie.
Powstawały one podczas i w międzyczasie wyprowadzki mojej ukochanej Basi, więc tym razem na moich rękach oprócz farb były też zadrapania i szramy ;) Dobrze, że dokończyłam je zanim wsiadłam do samochodu, który powiózł nas do nowego lokum siostruni.
Trzeba było pomóc z wnoszeniem szpargałów.
W szeroko-nogawkowych dresach i saszkach wyglądałam co najmniej jak tatarski barbarzyńca, na dodatek nie miałam czapki i szalika, nie wspominając o rękawiczkach. Mogłabym pominąć fakt, że oprócz odpowiedniego na tę porę roku ubrania nie miałam tez telefonu ani kluczy do domu, o czym przekonałam się niestety dopiero przed drzwiami mieszkania, ale wydaje mi się, że może on wywołać lekki uśmiech na Waszych buźkach ;) Oczywiście dzięki dobrym ludziom w końcu dostałam się do domu :) ... i przesuwając szafę, rozcięłam palec ;) Heheh uwielbiam te wszystkie ślady walki z meblami na moich rękach. Sprawiają, że czuję się bardziej męsko i wiem, że żaden mebel nie jest mi straszny :) I że ogólnie dam sobie radę w dalszym życiu.. ;)
No dobrze, tym, którzy przetrwali tę najciekawszą na świecie historię przygodową należą się jakieś obrazki ;)



Oprócz koronek zmajstrowałam też wkręty zebrowe. Oczywiście nie miałam sztyftów z talerzykami a jedynie drucik.


Może od spodu nie wyglądają super estetycznie, ale są na użytek własny, a ja nie jestem wybredna :)

No to trzymajcie się cieplutko i wychodząc z domu, chociaż na chwilkę, pamiętajcie zawsze o kluczach :)
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz